Sezon 2008/2009: "Dziś wszystkie polskie kobiety kochają Sławka Szmala" - rozmowa z bramkarką AZS AWF Poznań Ewą Wozińską.
Poznańskie akademiczki mają za sobą trudny okres. Kilka zawodniczek boryka się z poważnymi kontuzjami. 17 stycznia podczas meczu wyjazdowego z Warszawa zagra wreszcie Ewa Wozińska. Z bramkarką AZS AWF Poznań rozmawiała Aleksandra Czajkowska.
Po długiej przerwie wracasz do gry. Przez ostatni miesiąc oglądałaś mecze tylkoz trybun. Gdy koleżanki przegrywały nie miałaś ochoty wejść na boisko, by pomóc drużynie?
Nie, myślę, że Magda Gała dobrze spisywała się w bramce. Starałam się raczej pomagać z trybun i już wiem, jakie to uczucie być jedynym kibicem na wyjeździe! W meczu z Tczewem naszej drużynie zdarzył się nieprzyjemny fragment, gdy przez 15 minut nie rzuciłyśmy bramki, a przeciwniczki zdobyły ich chyba ze 12. Dzieci, które siedziały kilka rzędów przede mną, po każdej bramce odwracały się krzycząc: "no i co nam pani teraz powie?", "jak się pani teraz czuje?". To że mówili do mnie per "pani" było równie traumatyczne jak sam wynik... Ale porównując, nawet te przegrane mecze u siebie i na wyjeździe, zrozumiałam, jak duże znaczenie mają kibice.
Jakie jest Twoje nastawienie przed styczniowymi meczami?
Bojowe. Jestem zła i rozczarowana poprzednią rundą, jak chyba cały zespół. Może za bardzo bałyśmy się przeciwniczek, grałyśmy nie najlepiej, do tego doszly liczne kontuzje. Ale na pewno jesteśmy już mądrzejsze. Musimy grać bardziej wyrachowanie. Gdybyśmy przerwały akcje w ostatnich sekundach spotkań z Kwidzynem i Obornikami, pewnie byśmy wygrały. Prywatnie martwi mnie także to, że nie zagram jeszcze w pierwszym meczu przeciwko Szczecinowi.
Do tej pory zespół odniósł jedno zwycięstwo. Czy Twoim zdaniem poznański AZS ma szanse utrzymania się w pierwszej lidze?
Pewnie dużo osób myśli, że nie, ale nic mnie to nie obchodzi. Utrzymamy się i już.
Jak się zaczęła Twoja przygoda z piłką ręczną? Czy od zawsze stałaś na bramce, czy grałaś może na innych pozycjach?
Mam nadzieję, że przeciwniczki tego nie przeczytają (śmiech)... Na trening trafiłam dopiero mając 16 lat. Wcześniej grałam tylko z chłopakami w piłkę nożną i najbardziej lubiłam stać na kaście. W ręcznej stanęłamna bramce, bo trener się załamał, gdy zobaczył, jak podaję. Pamiętam nawet pierwszą interwencję: wielka baba pędziła w stronę pola karnego, więc pobiegłam do niej i dosłownie wyrwałam jej piłkę z rąk. Potem pograłam 2 lata, miałam długą przerwę, aż 2 lata temu poszłam do pubu obejrzeć mecz Poalków na MŚ w Niemczech i spotkałam drużynę, której brakowało jednej bramkarki. Więc teraz mogę mówić, że trafiłam do AZS-u przez Wentę (śmiech).
W drużynie nazywają Cię "matką". Czy mogłabyś powiedzieć, skąd wzięło się to przezwisko?
Oj nie mogę, ale zdradzę, że utrzymało się, bo jestem najstarsza. Poza tym to chyba popularny bramkarski pseudonim, znam inne "Matki" i "Ojców". Bardziej lubiłam przezwisko "Everssen" bo brzmiało po skandynawsku, czyli groźnie, ale miało za dużo sylab.
Wyobraźmy sobie, że tuż przed meczem finałowym styczniowych Mistrzostw Świata, polskiej drużynie, walczącej oczywiście o złoto, udziela się nerwowa atmosfera. Sławomir Szmal, podchodzi do Ciebie i prosi o kilka mobilizujących słów. Co mówisz?
(Śmiech) To by chyba były same niecenzuralne okrzyki. Albo może powiedziałabym, tak jak komentator Polsatu, ze "dziś wszystkie polskie kobiety kochają Sławka Szmala"? To by chyba zmotywowało każdego faceta.